Czy można wyłączyć własną głowę?

Mowa wygłoszona przez Leszka Wojasa podczas odosobnienia w Warszawie (18.12.2021)


Tytuł mowy został zaczerpnięty z pewnego utworu muzycznego, który kiedyś słyszałem. Chodzi o utwór Lights zespołu Archive. Moja córka lubi ten zespół. Przytoczę fragment tekstu tego utworu:

Ból jest bezwzględny
Ból pustki
Ból pragnienia
Ból podążania dalej
Ból tęsknoty
Ból mnie zabija
Wyłącz moją głowę
Wyłącz ją na zawsze.

Około 2500 lat wcześniej, pierwsze nauczanie, jakiego zgodnie z buddyjską tradycją, zgodnie z buddyjskim przekazem, udzielił Budda Siakjamuni, dotyczyło właśnie kwestii cierpienia, kwestii doświadczania bólu przez ludzkie istoty. Nauczanie to znane jest pod nazwą Czterech Szlachetnych Prawd: Prawdy o istnieniu cierpienia, Prawdy o przyczynie cierpienia, Prawdy o ustaniu cierpienia i Prawdy o ścieżce prowadzącej do ustania cierpienia. Pomimo upływu 2500 lat i ogromnego rozwoju nauki i techniki nie udało się wyeliminować cierpienia z ludzkiego życia, nie udało się wymazać ludzkiej łzy.

Pierwsza Szlachetna Prawda wygłoszona przez Buddę mówi o istnieniu cierpienia w świecie w którym żyjemy: narodziny są powiązane z cierpieniem, choroba, starzenie się i śmierć są powiązane z cierpieniem, kontakt z czymś, czego nie lubimy, jest cierpieniem, oddzielenie od czegoś, co lubimy, jest cierpieniem, nieotrzymywanie tego, czego pragniemy, jest cierpieniem. Tak zwanych pięć skupisk lgnięcia, pięć podstawowych składowych tworzących przywiązanie, jest cierpieniem. Pięć skupisk to: forma materialna, uczucia, percepcja, formacje mentalne i świadomość. Te pięć skupisk lgnięcia tworzy całą istotę naszego iluzorycznego „ja” i kształtuje naszą egzystencję. Cierpienie jest wspólnym uniwersalnym doświadczeniem ludzkich i nie tylko ludzkich istot. Tworzy ono rodzaj wspólnej więzi – wszystkie czujące istoty doświadczają cierpienia. Pytanie zadane w tytule tej mowy dotyczy w zasadzie Trzeciej Szlachetnej Prawdy mówiącej o kresie cierpienia, o możliwości ustania cierpienia. Z buddyjskiego punktu widzenia jest to pytanie o możliwość trwałego wyeliminowania czy też wykorzenienia przywiązania do naszego iluzorycznego „ja”.

Interesujące jest to, że w czasach Buddy problem cierpienia nie był łączony w jakiś sposób z ludzką głową czy też z ludzkim mózgiem. Ciekawą dyskusję na ten temat można znaleźć w książce Dalajlamy Wszechświat w atomie, zawierającej dyskusje na styku nauki i duchowości, które Dalajlama prowadził z naukowcami różnych specjalności: fizykami, biologami, neurologami. W tej książce Dalajlama stwierdza: 

,,Zważywszy na silny akcent empiryczny w filozofii buddyjskiej oraz na to, że starożytna medycyna indyjska bardzo dobrze poznała anatomię człowieka, zdumiewające jest to, że nie uznano mózgu za główny ośrodek organizmu i nie dostrzeżono jego roli w percepcji i poznaniu”. Tak więc filozofia buddyjska nie wiązała ludzkiego cierpienia bezpośrednio z ludzką głową. Niemniej dostrzegała związek cierpienia ze sferą uczuć, percepcji, formacji mentalnych i świadomości.

A jak to wygląda w buddyzmie zen? Nauczanie zen nie poświęca raczej jakiejś szczególnej uwagi kwestiom anatomii ludzkiego ciała, niemniej jednak związek pomiędzy myśleniem a cierpieniem był w nauczaniu zen zawsze wyraźnie podkreślany. Jest takie znane powiedzenie zen: „jeśli chcesz przejść przez bramę zen, to nie pozwól, by powstało myślenie”. Czternastowieczny koreański mistrz sŏn Baegun Kyŏnghan powiedział:

Jeśli potrafisz utrzymać stan nie-myślenia, bez tworzenia jakichkolwiek dodatkowych sztucznych myśli lub wysiłku, to wtedy to, co nazywa się naszą prawdziwą pierwotną naturą, przejawi się samoistnie, a zatem nie będzie niczego, w co moglibyśmy się uwikłać, do czego moglibyśmy się przywiązać. Bez miejsca, w którym można by zamieszkiwać, nasze przywiązania znikają.

Wracając do pytania postawionego w tytule mowy: czy można wyłączyć swoją głowę, czy można wyłączyć swój umysł? Myślę, że chyba większość osób poważnie i z zaangażowaniem praktykujących medytację przez dłuższy czas, medytujących regularnie, uczestniczących w odosobnieniach medytacyjnych, doświadczała w mniejszym lub większym stopniu ciszy umysłu, naturalnego spokoju, gdy przepływ myśli i emocji staje się bardzo powolny i praktykujący doświadcza okresów prawie całkowitej ciszy. Mówię „prawie”, gdyż w buddyjskiej medytacji istnieje rozróżnienie na myśli i bardzo subtelne myśli. Nawet gdy nie jesteśmy świadomi pojawiających się myśli, bardzo subtelne myśli mogą istnieć. Można jednak zapytać, czy takie „wyłączenie” umysłu jest czymś trwałym? Z buddyjskiego punktu widzenia, dopóki jesteśmy przywiązani, dopóki lgniemy do naszego umysłu czy do naszego „ja”, będziemy doświadczać iluzji, będziemy doświadczać niepokoju, będziemy w jakiś sposób doświadczać cierpienia. 

Koreański mistrz sŏn Hyesim Chingak, żyjący na przełomie XII i XIII wieku, powiedział:

Nie bądź towarzyszem dla swojego umysłu, jeśli nie będzie umysłu będzie on spokojny, ale jeśli uczynisz z umysłu swojego towarzysza, to gdy tylko się poruszy, zostaniesz przez niego zwiedziony.

Na zakończenie, w formie puenty i jednocześnie odpowiedzi na postawione w tytule mowy pytanie, chciałbym przeczytać krótki wiersz, który jakiś czas temu przetłumaczyłem, wiersz jednego z najsłynniejszych koreańskich mistrzów sŏn Taego Poŭ. Wiersz nosi tytuł Chmury i skały:

Jak cicho i spokojnie jest bezczynnie stać w bezruchu
Wśród złudnych obłoków pięciu skupisk.
Tak wiele pór kwitnienia kwiatów i wschodów księżyca przeminęło;
Mój umysł od dawna nie żyje i postrzegam bez umysłu.

Mam nadzieję, że umysły wszystkich tu obecnych stały się po tym odosobnieniu spokojniejsze i bardziej uważne oraz że uda nam się przenieść ten spokój i uważność do naszego codziennego życia. Z pożytkiem dla nas i dla innych czujących istot.

Dziękuję wszystkim za wspólną praktykę.