Mowa wygłoszona przez Leszka Wojasa podczas odosobnienia w Warszawie (27.06.2020)
Nieraz spotykałem się ze stwierdzeniem, może Wy też, że żyjemy obecnie w wyjątkowych czasach. Rzeczywiście, czasy, w których żyjemy, są pod pewnymi względami bardzo szczególne. Nigdy wcześniej w swojej historii ludzkość nie osiągnęła takiego poziomu technicznego rozwoju, który stwarzałby realną możliwość, zagrożenie unicestwienia samej siebie. Na przestrzeni ostatnich 100 lat powstała broń jądrowa, jądrowe arsenały oraz infrastruktura techniczna, przemysłowa stwarzająca zagrożenie ekologicznej destabilizacji życia na Ziemi. Wielokrotnie były robione naukowe symulacje skutków ekologicznych i klimatycznych wojny nuklearnej. Wynikało z nich jasno, że nawet lokalna wojna nuklearna, na przykład pomiędzy Pakistanem a Indiami czy Koreą Północną a Koreą Południową, spowodowałaby w efekcie wiele lat globalnego głodu. Skutki takiej wojny przerosłyby prawdopodobnie największe klęski głodu, jakie znamy z historii.
Specyficzną cechą czasów, w których żyjemy, jest – moim zdaniem – to, że stało się bardzo wyraźne, bardzo jasne, że nie jesteśmy od siebie oddzieleni, że jesteśmy wielkim systemem powiązanych ze sobą elementów – systemem połączonych naczyń, jednym organizmem.
W przypadku wojny nuklearnej to wzajemne powiązanie jest bardzo jasne: jedna osoba podejmuje decyzje czy też naciska guzik i cała populacja doświadcza następnie skutków tej decyzji. Ale czasami dostrzeżenie tego powiązania nie jest wcale takie proste i wymaga naukowych badań i analiz. Kilka lat temu zespół ekspertów ONZ wydał oświadczenie, że obecne zmiany klimatyczne, ocieplanie się klimatu, są z ponad 95% prawdopodobieństwem wynikiem działalności człowieka od połowy XX w. Co więcej, raport ten stwierdza, że nawet jeśli emisje gazów cieplarnianych zostaną szybko ograniczone, to niektóre skutki dotychczasowej emisji będą odczuwalne jeszcze przez kilka stuleci. Jest to bolesny przykład takiego właśnie wzajemnego powiązania, nie tylko powiązania ludzkich istot ze sobą, ale wzajemnego połączenia wszystkich istot na Ziemi, całej natury.
Jakiś czas temu czytałem interesujący tekst, jeden z klasycznych tekstów zen, przypisywany mistrzowi czan Baizhangowi Huaihaiowi żyjącemu na przełomie VIII i IX w n.e. Chodzi o zasady życia klasztornego mnichów czan, tak zwane „czyste reguły Baizhanga”. Baizhang Huaihai był jednym z najsłynniejszych mistrzów czan, twórcą i kodyfikatorem reguł monastycznych, dzięki którym czan stał się odrębną, niezależną buddyjską szkołą, niezależną tradycją. Ten tekst zawiera opis zasad, rytuałów i praktyk życia monastycznego w czan. Znajduje się w nim również opis praktyk prowadzonych w świątyniach czan w intencji regulacji zjawisk przyrodniczych: zintensyfikowania naświetlenia słonecznego, pojawienia się opadów deszczu, opadów śniegu, zharmonizowania podstawowych elementów natury. Przytoczę jeden fragment:
Napawa niepokojem obserwacja, że gdy zima jest wyjątkowo ciepła, wiąże się to zawsze z krzywdą żywych stworzeń. Opady śniegu oczyszczają szkodliwą atmosferę na terenach położonych poniżej. Zatem z najwyższą szczerością ofiarujemy kadzidło w intencji dobrego znaku płatków śniegu leżących na ziemi.
Ten tekst pokazuje, że wartości ekologiczne były obecne w regułach zen i to już od samego początku.
Szczególną cechą czasów, w których obecnie żyjemy, jest to, że chyba jeszcze nigdy w historii ludzkości tak dużo nie zależało od naszego stylu życia, od naszych przyzwyczajeń, nawyków. W analizach naukowych na temat globalnych zagrożeń ekologicznych można przeczytać, że w nadchodzącej przyszłości nie da się utrzymać ładu ekonomicznego na świecie, jeśli się radykalnie nie zmienimy. Konsumpcyjny tryb życia, ludzkie dążenie do bogactwa i komfortu często prowadzi i – jeśli to nie ulegnie zmianie – będzie coraz bardziej prowadzić do nadmiernej eksploatacji naturalnych zasobów, zanieczyszczenia środowiska, zachwiania biologicznej różnorodności, a w konsekwencji do zmian klimatycznych. Przeciwdziałanie wymaga głębokich zmian ludzkich nawyków na poziomie jednostek. Należy postawić na inne rodzaje aktywności, na inne wartości, na czas wolny, nie na konsumpcję.
Jakiś czas temu, w jednej z mów, zwracałem uwagę na rozróżnienie na umysł przywiązany do konsumpcji i umysł „wystarczy”. Umysł „wystarczy” to umysł, który łatwo akceptuje to, co posiada i sytuację, w której się znajduje. Umysł, który nie lgnie, nie trzyma, nie przywiązuje się.
Słynny koreański mistrz sŏn Sŏsan Taesa pisał o umyśle jako o „cichym z natury”: „nieruchome umysł i ciało to łagodna esencja ludzkiej natury” – to fragment jego wiersza.
Moje doświadczenie jako osoby praktykującej medytację, medytację zen, jest takie, że ta praktyka – praktyka powracania do pytania hwadu czy do umysłu „nie wiem” czy po prostu praktyka cichej medytacji – ma duży potencjał przywracania naturalnej prostoty umysłu, umysłu „wystarczy”.
Nie chcę powiedzieć, że praktyka medytacji jest jakimś panaceum na rozwiązanie problemów ekologicznych świata. To wymaga szeroko zakrojonej współpracy międzynarodowej i przemyślanych decyzji. Ale być może mogłaby okazać się pomocna w zmianie ludzkiego nastawienia, w przejściu od umysłu przywiązanego do konsumpcji do umysłu ,,wystarczy”.
Na zakończenie – w charakterze puenty – chciałbym przeczytać „ekologiczny” wiersz zen, wiersz jednego z najwybitniejszych koreańskich mistrzów sŏn Hyesima Chingaka, żyjącego na przełomie XII i XIII w.:
Moim udziałem jest cieszyć się górą,
Patrzenie na górę jest naprawdę ożywcze.
Zieleń w moich oczach sprawia, że jest czysta,
A w mojej piersi nie ma kurzu.
Cicho uśmiecham się do ruchliwych chmur,
Bezczynnie zapraszając księżyc – mojego sąsiada.
Pośpiech, pogoń za zyskiem i sławą,
Pospiesz się, któż to może być?
Niebo jest moją zasłoną, ziemia jest moim łożem,
Skały to moje ściany, góry to mój parawan.
Mając tak niewiele do zrobienia, ciało czuje się swobodnie,
W tym spokojnym schronieniu mój umysł jest cichy.
Moje włosy rywalizują z białymi chmurami,
Moje oczy konkurują z zielonymi wzgórzami.
Dziękuję za uwagę, dziękuję wszystkim za wspólną praktykę.