Pandemia i cztery rodzaje koni

Mowa wygłoszona przez Leszka Wojasa podczas odosobnienia w Warszawie (5.06.2021)


Od około półtora roku żyjemy w okresie pandemii. Przyniosła ona na świecie i w Polsce dużą liczbę zgonów, nie tylko z powodu COVID-19, lecz także w wyniku niewydolności służby zdrowia spowodowanej ogromną skalą zachorowań. Liczba zgonów w Polsce w roku 2020 była najwyższa od czasów II wojny światowej. Prawdopodobnie większość Polaków ma w bliższym lub dalszym kręgu znajomych jakieś osoby, które chorowały, trafiły do szpitala czy też zmarły w wyniku pandemii. Wielu osobom zmarł ktoś z najbliższej rodziny. Ze względu na dużą liczbę zmarłych na pogrzeb trzeba było czasami czekać nawet kilka tygodni.

Oglądałem niedawno film dokumentalny na temat rozwoju pandemii w różnych krajach świata. W tym filmie wypowiadały się osoby, które straciły z powodu pandemii kogoś bliskiego. Ogrom ludzkiego cierpienia, który emanował z tego filmu, był przytłaczający. Dość często śmierć jakiejś osoby była wynikiem niewłaściwych decyzji czy zatajania jakichś informacji. Wszyscy zdajemy sobie sprawę z tego, że ludzkie życie jest nietrwałe i kończy się śmiercią, ale gdy umiera bardzo bliska nam osoba, to to poczucie nietrwałości potrafi przeniknąć aż do szpiku naszej istoty. Wtedy naprawdę rozumiemy nietrwałość i przemijalność ludzkiego życia.

W Anguttara Nikaja – zbiorze dyskursów wczesnych szkół buddyjskich – znajduje się sutra Patoda: opowieść o czterech rodzajach koni i czterech rodzajach praktykujących buddyzm. Jest to historia dość często przytaczana w nauczaniu zen. Można ją znaleźć na przykład w Shobogenzo Dōgena czy książce Umysł zen, umysł początkującego Shunryu Suzukiego. Zgodnie z nią Budda powiedział swoim mnichom, że istnieją cztery rodzaje koni. Pierwszy natychmiast postępuje zgodnie z życzeniem jeźdźca, widząc tylko cień bata. Drugi biegnie i od razu spełnia polecenia, gdy bat dotknie jego grzywy. Trzeci reaguje, gdy poczuje ból uderzenia w swoim ciele. Czwarty budzi się dopiero wtedy, gdy ból uderzenia dotrze aż do szpiku jego kości. Pierwszy koń jest jak osoba, która słysząc o śmierci kogoś w odległej wspólnocie natychmiast czuje awersję do rzeczy tego świata. Drugi koń jest jak osoba, która słyszy o śmierci kogoś z własnej wspólnoty i w wyniku tego czuje niechęć do rzeczy tego świata. Trzeci koń jest jak osoba, która słyszy o śmierci kogoś bliskiego i zaczyna czuć awersję do rzeczy tego świata. Czwarty koń jest jak osoba, która doświadcza choroby i cierpienia na własnym ciele i dopiero wtedy odczuwa niechęć do rzeczy tego świata.

W buddyzmie uważa się, że wszystkie rzeczy są nietrwałe, przemijające i szybko się zmieniają, a sprawa narodzin i śmierci jest najwyższej wagi. Okres pandemii nasuwa skojarzenia z opowieścią o czterech rodzajach koni. W tym czasie codziennie stykaliśmy się z informacjami na temat zgonów na całym świecie. Nawet w bardzo odległych krajach. Codziennie słyszeliśmy o osobach zmarłych w naszym kraju czy mieście. Dużo osób straciło kogoś z najbliższej rodziny. Niektórzy doświadczyli cierpienia choroby w domu czy w szpitalu. Dla jak wielu osób stało się to – czy też stanie się – impulsem do zgłębiania wielkiej sprawy życia i śmierci?

Przeczytam teraz, w charakterze konkluzji, wiersz, który jakiś czas temu przetłumaczyłem. Został on napisany przed śmiercią przez czternastowiecznego koreańskiego mistrza sŏn Baeguna Kyŏnghana. Baegun po koreańsku znaczy „biała chmura”; jest to też nazwa góry w Korei.

Opuszczam ten świat jak mydlana bańka,
Nie ma się czym smucić.
Od starożytnych czasów
Rzadko kto dożywa siedemdziesięciu lat.
Siedemdziesiąt siedem lat temu przybyłem,
Po siedemdziesięciu siedmiu latach odchodzę.
Ścieżka powrotna jest wszędzie,
Każde miejsce jest moim rodzinnym domem.
Nie ma potrzeby przygotowywać łodzi ani wiosła,
Aby wybrać się w podróż do domu.
Nigdy nie istniało ciało zwane moim,
Nie było też miejsca, w którym umysł mógłby przebywać.
Rozrzućcie moje prochy we wszystkich kierunkach,
Nie wysyłajcie ich do sandałowej ziemi.


Dziękuję wszystkim za uwagę, dziękuję za wspólną praktykę.