Praktykowanie z umysłem początkującego

Mowa wygłoszona przez Bop Sona na zakończenie odosobnienia w Warszawie (29-31.07.2022)


Zakończyliśmy weekendowe odosobnienie. Przede wszystkim chciałem Wam podziękować za zaproszenie. To pierwsze moje odosobnienie po uzyskaniu święceń Poep Sa Nima, nauczyciela Dharmy, jest więc dla mnie szczególnie ważne. Wykonaliśmy wspólnie masę ciężkiej pracy, która na pewno zaowocuje.

Istotne było dla mnie też to, że miałem okazję doświadczyć praktyki w nowej wersji. To było miłe i niezwykłe doświadczenie. Wasz styl jest nieco odmienny od tego, co praktykujemy w Młodniku. Co prawda różni się jedynie detalami. Na przykład trochę inna jest praktyka posiłków, balu gongyang. Równie dobra, być może nawet o tyle lepsza dla ludzi, którzy rzadziej mają okazję regularnie praktykować posiłki formalne, że jest tu odrobinę mniej rygorystycznie, jest ten dodatkowy kubek, więcej swobody w dokładaniu sobie potraw.

Różnice w stylu praktyki pozwalają powrócić do umysłu początkującego. Rosi Shunryū Suzuki napisał książkę Umysł zen, umysł początkującego, która zainspirowała mnie do rozpoczęcia praktyki. Kiedyś na nią natrafiłem i zacząłem samodzielnie próbować praktyki medytacji w takiej szopie za domem. Dopiero później dołączyłem do pierwszej grupy praktykujących, Bodhidharmy, a w końcu przeniosłem się z praktyką do Opola, do Szkoły Zen Taego. Ta książka, sama idea „umysłu początkującego”, to jest coś, co jest dobre zarówno dla nowych, jak i dla bardziej zaawansowanych uczniów. Cała praktyka polega tak naprawdę na ciągłym próbowaniu i powracaniu do podstaw. Medytując na poduszce zauważamy to, co się dzieje, to, że pojawiają się myśli, i tylko utrzymujemy uważność i wracamy do naszego pierwotnego zadania, którym jest na przykład liczenie oddechów. Właściwie nie ma nic poza tym. Wtedy rola nauczyciela jest niemalże niepotrzebna, bo wiadomo, co należy  robić. Można się pytać Poep Sa Nima:

– Jak zasypiam, to co mam zrobić?
– Zdaj sobie z tego sprawę, zachowaj uważność i wróć do liczenia oddechów.

– A jak pojawia się złość, to co mam robić?
– Zachowaj uważność i wróć do liczenia oddechów.

– A jak pojawia się pożądanie, to co mam robić?
– Wróć do liczenia oddechów.

Praktyka jest więc ostatecznie bardzo prosta. To jest jak z prowadzeniem samochodu. Jeśli zapytacie instruktora nauki jazdy, co macie robić, kiedy pojawia się złość i wściekacie się na innych, to odpowie: „nie, nie, nie, uważaj na drogę, patrz przed siebie, wracaj do tego, co masz wykonać”. I tak jest z jakąkolwiek inną czynnością. Praktyka w całym naszym życiu jest podobna: wciąż tylko wracamy do uważności i do naszego zadania, od którego odciągają nas różne myśli i to, co się dzieje dookoła.

Z uważności rodzi się mądrość, taka wewnętrzna mądrość, która nie jest intelektualna. To jest mądrość, która wynika z porzucenia „ja”, zdania sobie sprawy, że jest ono iluzoryczne. I dzięki tej mądrości możemy faktycznie dostrzegać rzeczy z chwili na chwilę i odpowiednio działać. Życie nie jest takie, że mamy podręcznik, który otwieramy i czytamy, że jak się przytrafi „a”, to należy zrobić „b”. Życie jest bardzo skomplikowane, każda rzecz ma wiele przyczyn karmicznych, których nie jesteśmy w stanie rozrysować sobie na kartce, żeby zrozumieć, co się dzieje. Nie dysponujemy jakąś instrukcją, jak podążać w życiu, i dlatego potrzebujemy tej mądrości, która wynika z ciągłego próbowania, ciągłej praktyki, powracania do umysłu początkującego. I dopiero z nią możemy odpowiednio działać.

Gdyby zapytać, co jest w życiu najważniejsze, jakie są wartości, to pewnie wielu by odpowiedziało, że rodzina, bycie dobrym człowiekiem. Z reguły dobrze wiemy, co byśmy chcieli robić w życiu. Ale – jak wspomniałem – różne rzeczy nas od tego odciągają. Myślimy, że czymś, co przyniesie rodzinie dobro, jest na przykład wzięcie nadgodzin i zarobienie dodatkowych pieniędzy. „Przepraszam, nie mogę spędzić z Tobą czasu, bo chcę, żeby było dobrze, więc będę siedział w pracy”. To są takie problemy naszego dnia codziennego. I właśnie poprzez praktykę, poprzez uważność, możemy zaobserwować, że pewne rzeczy się pojawiają i nas wciągają. Jak nauczał Budda w sutrze Ściśnięty kij, złość i pożądanie są jak powódź – kiedy się pojawiają, to zanim się zorientujemy, to już jesteśmy po szyję w wodzie, w ostrym nurcie, i nie umiemy się z niego wydostać. Praktyka ma służyć też temu, żeby zauważać to na tyle wcześnie, abyśmy sobie zdali sprawę z zagrożenia i zapobiegali tej powodzi.

Patriarcha naszej szkoły, Jongmae Kunsunim, często powtarza, żebyśmy zaczynali od podstaw. Wracali do podstaw buddyzmu. Porzućmy jakieś idee zostania Buddą czy osiągnięcia oświecenia, bo do niczego dobrego nas to nie doprowadzi, jeśli będziemy praktykować z takim umysłem. Zaleca nam studiowanie sutr kanonu palijskiego, w których Budda naucza o miłości i współczuciu. To są podstawowe nauki buddyjskie. Możemy je urzeczywistnić stosując takie metody, jak ćwiczenie uważności i rozbudzanie w sobie mądrości, porzucenie „ja”, „mnie”, „moje”.

Pomocne w tym jest towarzystwo innych ludzi – samemu ciężko się praktykuje. Sanga to jest ważny klejnot, który musimy cenić, i to ona daje nam motywację do utrzymywania dyscypliny. Szczególnie cenna jest kalyāṇa-mittatā, wspaniała przyjaźń na drodze. W Upaḍḍha Sutta  przytoczona jest rozmowa Ananda i Buddy. Ananda powiedział, że przyjaciel to już połowa świętej drogi. Na to Budda mu odpowiedział: „nie, Anando, jesteś w błędzie. Nie połowa. Cała droga buddyjska to właśnie przyjaźń. Kiedy masz dobrych przyjaciół, możesz w doskonały sposób podążać Ośmioraką Szlachetną Ścieżką”. To jest sedno nauk Buddy. I warto o tym pamiętać.

Na początku wszystkie praktyki przyjmujemy ze świeżym umysłem. To jest jak w pracy, kiedy idziemy do nowego zawodu, to wszystko chłoniemy, chcemy się jak najwięcej nauczyć, i sprawia nam to satysfakcję, choć wszyscy wokół mają już dosyć tej pracy. A po jakimś czasie zaczynamy działać z takim uśpionym umysłem, wszystko robimy rutynowo i chcemy sobie jak najwięcej upraszczać, a w efekcie nasza praca staje się taka trochę bez smaku. To nie jest tak, że nasz umysł taki jest. Przecież na początku, ze świeżym umysłem, wszystko przyjmowaliśmy zupełnie inaczej. Z praktyką może być podobnie. Po jakimś czasie możemy mieć wrażenie, że wcale się nie rozwijamy albo że praktyki nie są takie istotne: pośpiewam, posiedzę, trochę przyśpię, i będzie ok. I wtedy pomocny może okazać się przyjaciel na drodze: może nas napomnieć, zadać pytanie, otworzyć nową perspektywę… Skądinąd to jest właśnie plus bycia nauczycielem: zawsze w pracy wolałem szkolić ludzi niż nimi zarządzać. To jest taki fajny moment, kiedy samemu można sobie przypomnieć podstawy.

Dlatego tak ważne jest zachowanie uważnego umysłu początkującego. Przychodząc tutaj, stykając się z nowym stylem, uczyłem się wszystkiego od nowa. Może nie wszystkiego, ale są rzeczy, które – choćby w balu gongyang – musiałem wykonać troszeczkę inaczej. I to jest właśnie to, o czym mówię – umysł początkującego to jest poznawanie każdej sytuacji, która się przed nami pojawia, i adekwatne na nią reagowanie.

Dziękuję!



W tekście mowy przywołano:
Shunryu Suzuki, Umysł zen, umysł początkującego, przeł. J. Dobrowolski, A. Sobota, Jaworze 2010
Attadaṇḍa Sutta (Snp 4.15 – Ściśnięty kij)
Upaḍḍha Sutta (SN 45.2)

Spisała z nagrania i opracowała: Beata Łazarz