Praktyka medytacyjna hua-t’ou, określana po koreańsku jako hwadu, została spopularyzowana przez chińskiego mistrza czan Dahui Zonggao (1089–1163), należącego do linii Linji Yixuana (?–866). Dzięki niemu metody prowadzące do oświecenia stały się dostępne nie tylko dla mnichów, lecz także dla świeckich.
Dahui Zonggao podkreślał, że hua-t’ou jest sposobem na wyczerpanie i wyciszenie racjonalnego myślenia, a tym samym pozwala umysłowi otworzyć się na mądrość w rozumieniu czan (kor. sŏn, jap. zen). Wskazywał przy tym na znaczenie momentu przejścia od ignorancji i ulegania złudzeniom do przebudzenia („natychmiastowego oświecenia”), możliwego do osiągnięcia dzięki metodzie hua-t’ou. Zaznaczał też, że praktyka ta może być stosowana przez świeckich podczas wykonywania przez nich codziennych czynności, w tym także pracy wymagającej uważności i odpowiedzialności.
Początki praktyki hua-t’ou w Chinach
W początkowym okresie panowania dynastii Song (960–1279) nauczyciele czan podkreślali znaczenie monastycznej praktyki koanowej; prowadziło to do przekonania, że tylko mnisi mogą w pełni studiować i praktykować nauki czan. Zmiana wprowadzona przez Dahui Zonggao polegała na tym, że obok mnichów nauczał on także wykształconych urzędników w Chinach, literati (chiń. shih-tai-fu), którzy stanowili elitę polityczną i umysłową imperium. Co ciekawe, Dahui Zonggao nauczał większość swoich świeckich studentów w drodze wymiany korespondencji. Literati byli rozsiani po całych Chinach, dlatego też rzadko – lub wręcz nigdy – mieli okazję spotkać nauczyciela osobiście. Zachowane listy zostały zebrane i wydane; książka ta jest do tej pory wykorzystywana w toku kształcenia mnichów koreańskich.
Zajmujący ważne stanowiska literati byli ludźmi bardzo wykształconymi: ich formalne kształcenie rozpoczynało się, kiedy byli pięcio- lub sześcioletnimi dziećmi i trwało mniej więcej dwadzieścia pięć lat. Na zakończenie zdawali bardzo trudne egzaminy kwalifikacyjne do służby cywilnej; Dahui Zonggao określił ich przedmiot jako „dziewięciu klasyków i siedemnaście historii”. Potem sami już dążyli do rozszerzania i pogłębiania swojej wiedzy.
Edukacja urzędników wyższego szczebla sprzyjała kształtowaniu w nich racjonalnego podejścia do wiedzy i zrozumienia. Nacisk na rozwijanie inteligencji i ogromna ilość informacji konieczna do zdania egzaminów państwowych spowodowały, że skupiali się na opanowaniu szczegółów i zasadach logicznego wnioskowania, jednak kosztem osiągnięcia samoświadomości czy też rozwijania cnotliwego lub mądrego postępowania. Wiedza dla nich była czymś, co można uzyskać tylko z zewnątrz. Tymczasem dla praktyki buddyjskiej kluczowe znaczenie ma przebudzenie, odkrycie naszej prawdziwej natury. Istnieją dwa różne sposoby rozumienia i praktykowania medytacji zen. Są one określane w języku chińskim odpowiednio jako pen-chueh i shih-chueh. Pierwszy z nich opiera się na założeniu, że umysł jest od samego początku w pełni oświecony, natomiast drugi przyjmuje, że musi dopiero pojawić się moment przebudzenia („Nasze oświecenie jest bezczasowe, ale jego realizacja następuje w czasie”).
Dahui Zonggao był zwolennikiem poglądu shih-chueh. Celem popularyzowania przez niego metody hua-t’ou było doprowadzenie uczniów do momentu przebudzenia. Zadawał pytanie: „jeśli wszyscy jesteśmy od początku oświeceni, to dlaczego przebudził się Siakjamuni? Dlaczego przed przebudzeniem musiał przez lata praktykować jako asceta?”. W jego ocenie sposobem na rozwiązanie sprzeczności między tymi dwoma podejściami jest uznanie, że „przebudzenie się po raz pierwszy” (shih-chueh) w danym momencie jest zgodne z Umysłem, który jest „przebudzony od początku” (pen-chueh). Doświadczenie momentu przebudzenia uznawał za podstawę praktyki czan. Według niego to właśnie skupienie się na praktyce hua-t’ou może doprowadzić praktykującego do punktu, kiedy w jego umyśle ustają procesy konceptualizacji i racjonalizacji oraz następuje uwolnienie się od nawykowego myślenia, umożliwiając doświadczenie przebudzenia i obudzenie mądrości.
Znaczenie praktyki hwadu dzisiaj
Stuart Lachs zwraca uwagę na podobieństwa między warstwą literati a współczesnymi ludźmi Zachodu, zainteresowanymi różnymi nurtami zen. Większość praktykujących na Zachodzie to ludzie świeccy. Prawie wszyscy są wychowywani w środowisku, które ceni racjonalne myślenie. Wielu z nich jest dobrze wykształconych i wykonuje odpowiedzialną pracę.
Ważnym czynnikiem jest także to, że hua-t’ou nie wymaga praktykowania w grupie ani regularnych spotkań z nauczycielem. Stuart Lachs podkreśla, że coraz więcej jest osób, które są zainteresowane praktyką duchową, jednak nie są związane z żadnym ośrodkiem praktyk religijnych. Ludzie ci są rozproszeni po różnych regionach i krajach, podobnie jak literati za czasów dynastii Song byli rozproszeni po Chinach. Czy to ze względu na miejsce zamieszkania, osobiste preferencje, czy też z powodu doświadczeń w ośrodkach zen, ludzie ci praktykują dziś samotnie lub wykorzystując różnego rodzaju metody komunikacji na odległość, takie jak internet. Medytacja hua-t’ou może okazać się dla nich odpowiednia, gdyż po poznaniu podstaw tej metody praktykujący nie potrzebują wielu rozmów z nauczycielem, choć – zwłaszcza na początku – dobrze jest mieć kontakt z kimś, kto jest zaznajomiony z tą praktyką, aby móc omówić wszelkie wątpliwe czy niejasne aspekty. Przydatne mogą okazać się także książki.
Wielka Determinacja, Wielka Wiara i Wielka Wątpliwość
Najprostszy opis metody hua-t’ou to nieprzerwane, pełne determinacji zadawanie pytania, wzbudzanie wątpienia i badanie umysłu. Początkowo skupiamy się na całym hua-t’ou, ale kiedy jego sens zostanie już ustalony, koncentrujemy się na samym zaimku pytającym, na przykład „kim” lub „co”, wywołując wątpliwości. Jest to jeden ze sposobów wykonywania tej praktyki. Istnieje też wiele innych, odmiennych metod; o wyborze jednej z nich decyduje nauczyciel lub sam praktykujący, kierując się swoim doświadczeniem i preferencjami.
Praca z hua-t’ou nie ogranicza się do medytacji siedzącej. Dahui Zonggao rozwinął tę metodę tak, by mogła być stosowana przez osoby świeckie, które wykonywały odpowiedzialną pracę, również w trakcie wykonywania codziennych czynności.
Skuteczność tej medytacji zależy od właściwego jej zrozumienia i osiągnięcia tak zwanej Wielkiej Trójki, czyli Wielkiej Determinacji, Wielkiej Wiary i Wielkiej Wątpliwości.
Wielka Determinacja
Większość szkół buddyzmu mahajany przyjmuje, że każda osoba ma naturę buddy, jest w istocie swej od początku oświecona, chociaż tylko nieliczni już to zrozumieli. Uświadomienie sobie tego może spowodować, że zauważymy, w jaki sposób od urzeczywistnienia naszej prawdziwej natury oddalają nas różne obowiązki, pragnienia i doświadczenia: przyjemności, kariera, pieniądze, podróże, rodzina, seks, sława itp. Związane z tą wiedzą doznania lub negatywne emocje, jak niezadowolenie z siebie czy wręcz wściekłość, mogą stać się siłą napędową pragnienia odkrycia, kim naprawdę jesteśmy. Dzięki temu stajemy się zdeterminowani, aby dostrzec swoją prawdziwą naturę. Czujemy, że jest to ważne. Pojawia się silna i trwała potrzeba rozwiązania tej kwestii. Jesteśmy gotowi poświęcić na to czas i energię. Aby wzmocnić pragnienie oświecenia, Dahui Zonggao i inni nauczyciele różnych nurtów zen przez wieki przypominali swoim uczniom o perspektywie zbliżającej się śmierci.
Natomiast jeśli nie odczuwamy determinacji, przyjmujemy postawę biernego wyczekiwania myśląc na przykład: „no cóż, dobrze byłoby się przebudzić, ale jeśli tego nie zrobię, to też jest w porządku”, to najprawdopodobniej zabraknie nam motywacji koniecznej, by dokonać postępu w pracy z tą metodą. Albo jeśli usiądziemy z założonymi rękoma i zaczniemy czekać z nadzieją: „może kiedyś się przebudzę”, to też nie jest to najlepsza postawa dla praktyki hua-t’ou.
Musimy osiągnąć punkt, w którym jesteśmy naprawdę zdeterminowani, by urzeczywistnić naszą prawdziwą naturę. Determinacja, by osiągnąć przebudzenie, często sama wzrasta, gdy praktykujemy z należytą starannością, a praktyka się pogłębia i możemy doświadczyć jej owoców. Cel ten jednak niezmiennie pozostaje przed nami oddalony może o krok, a może o dwa lub trzy kroki, a my wciąż nie możemy go osiągnąć. Stuart Lachs podkreśla:
Kiedy determinacja wzrasta, a praktyka coraz bardziej się pogłębia, mogą pojawić się objawy takie, jak niepokój, irytacja, frustracja i rozczarowanie samym sobą, a nawet gniew. To nie jest czas na wycofanie się. To czas, by posuwać się naprzód z odświeżoną determinacją. Ważne jest, by praktykujący nie bał się tych stanów, nie zatrzymywał się i nie cofał. Pomocna może być wiedza, że inni praktykujący również stanęli w obliczu tych problemów i nadal posuwali się naprzód. W rzeczywistości praktykujący w pewnym momencie musi stać się naprawdę gorliwy w swojej determinacji – odciąć wszystkie rozpraszające myśli i nadal zgłębiać swoje hua-t’ou. Pojawia się wtedy dziwne uczucie, które sprawia, że czujemy się jak w pułapce: nie możemy zatrzymać się ani wycofać, ale pójście do przodu wydaje się trudne czy wręcz niemożliwe. Pomimo wszelkich trudności, trzeba utrzymać lub zwiększyć swoją determinację, aby dotrzeć do sedna tego, kim się naprawdę jest, aby zobaczyć swoją prawdziwą naturę.
Jednak, choć jesteśmy zdeterminowani, by osiągnąć przebudzenie i uświadomić sobie naszą prawdziwą naturę, to kiedy zaczniemy badać hua-t’ou, musimy zapomnieć o tym celu i po prostu wytrwale praktykować. Jeśli pozwolimy, aby pojawiły się myśli o przebudzeniu, lub zastanawiamy się, jak blisko lub daleko od niego jesteśmy, z dużym prawdopodobieństwem można przyjąć, że ono nigdy nie nastąpi.
Dlatego, by praktyka ta odniosła sukces, obok Wielkiej Determinacji powinny pojawić się Wielka Wiara i Wielka Wątpliwość. Dahui Zonggao położył duży nacisk na te dwa kolejne aspekty, które z pozoru mogą wydawać się sprzeczne.
Wielka Wiara
Przede wszystkim powinniśmy wierzyć, że przebudzenie jest możliwe. Powinniśmy wierzyć, że od początku jesteśmy buddą, jak wszyscy inni ludzie, tylko jeszcze z tego nie zdaliśmy sobie sprawy. Musimy rozwijać i kultywować wiarę w naszą prawdziwą naturę, wiarę w to, czego jeszcze nie poznaliśmy, ale możemy poznać. W miarę jak praktykujemy hua-t’ou i staje się ono żywe, będzie wzrastać nasza wiara w naturę buddy i determinacja, by przebudzić się do naszej prawdziwej natury. Dahui Zonggao napisał do jednego ze swoich świeckich uczniów: „Właściwa wiara i właściwa determinacja są fundamentami stanu buddy”.
Musimy także wierzyć, że praktyka hua-t’ou może być skuteczna, byśmy tę naturę buddy mogli urzeczywistnić. Jest to metoda, którą wielu ludzi stosowało w przeszłości i stosuje współcześnie; jeśli sprawdziła się w ich przypadku, może okazać się odpowiednia także dla każdego z nas. Musimy wierzyć, że jest to efektywna praktyka, i musimy żywić wielką wiarę w tę konkretną metodę. Musimy również wierzyć w siebie samych i zyskać pewność, że ta praktyka pozwoli nam zrealizować cel. W przeciwnym razie, jak powiedział Linji Yixuan, „nie robimy nic innego, jak tylko szukamy na zewnątrz”. Jeśli ktoś jest przekonany, że praca z hua-t’ou była wspaniałą praktyką dla wielkich praktykujących w przeszłości i być może niektórych ludzi dzisiaj, ale myśli o sobie: „nie jestem dobrym praktykującym”, to najprawdopodobniej nie osiągnie zbyt wiele stosując tę metodę bez wiary w swoją zdolność do urzeczywistnienia własnej wrodzonej natury.
Wielka Wątpliwość
Kultywowanie wątpliwości jest zasadniczym i kluczowym elementem praktyki hua-t’ou. Linji Yixuan i inni kładli nacisk na wiarę, ale to Dahui Zonggao uznał wątpliwość za fundament medytacji hua-t’ou. Wątpliwość jest jej początkiem i końcem. Musimy mieć Wielką Wiarę w posiadanie natury buddy, w to, że jesteśmy zasadniczo kompletni od samego początku. W przeciwnym razie możemy podejmować próby szukania oświecenia na zewnątrz. To przekonanie jest również pomocne w wywoływaniu wątpliwości, ponieważ nie wiemy tego z absolutną pewnością.
Kiedy jesteśmy wolni od wątpliwości, mówi się, że medytujemy nad „martwymi słowami”, badając jedynie ich znaczenie, w przeciwieństwie do medytacji nad „żywymi słowami”, gdy naprawdę pojawia się uczucie wątpienia. W miarę kontynuowania praktyki wątpliwość zaczyna nabierać własnej dynamiki, pojawia się spontanicznie, a rozpraszające myśli tracą swoją moc i ostatecznie całkowicie znikają. Gdy wątpliwość rośnie i staje się coraz potężniejsza, zaczyna nas całkowicie przepełniać, aż do momentu, gdy na świecie nie ma niczego poza Wielką Wątpliwością, której towarzyszy wielka energia. Staje się jak pędząca lokomotywa. Jeśli możemy pozostać w tym stanie-tylko wątpliwości, z czasem rozpadnie się ona i przebudzimy się.
Dahui Zonggao nie był przy tym ślepy na tradycyjne buddyjskie rozumienie wątpliwości jako przeszkody w oświeceniu. Największą przeszkodą jest wątpliwość co do Drogi, co do samej ścieżki buddyjskiej. Ale uważał on, że wszystkie wątpliwości są w rzeczywistości jedną wątpliwością, a hua-t’ou jest instrumentem, który wzbudza wątpliwość w naszych umysłach. Był przekonany, że jeśli skupimy całą naszą uwagę na tej jednej wątpliwości, na naszym hua-t’ou, i doprowadzimy ją do końca, to wszystkie nasze wątpliwości zostaną rozbite w tym jednym momencie. Istnieje powiedzenie o medytacji hua-t’ou, które oddaje istotę myśli Dahui Zonggao: „Mała wątpliwość – małe przebudzenie. Wielka wątpliwość – wielkie przebudzenie. Brak wątpliwości – brak przebudzenia”.
Dla kogo jest medytacja hwadu?
Metoda medytacji hua-t’ou według Stuarta Lachsa jest najodpowiedniejsza dla ludzi, którzy odczuwają potrzebę natychmiastowego przebudzenia, doświadczenia momentu, który pozwoli im w pełni uświadomić sobie, czym naprawdę jest nasza bezczasowa, prawdziwa natura. Natomiast w przypadku zwolenników poglądu, że jesteśmy doskonale oświeceni od samego początku, dążenie do doznania oświecenia w tym życiu może doprowadzić do łapczywości na to doświadczenie. Dla tych ludzi bardziej odpowiednia wydaje się praktyka shikantaza (medytacja samego siedzenia). Naturalnie ludzie praktykujący shikantaza również doświadczają przebudzenia, jednak nie jest to dla nich głównym celem praktyki.
Medytacja zen może być też odpowiednia dla ludzi, którzy doznają bólu psychicznego lub stoją w obliczu problemu egzystencjalnego i szukają sposobu na złagodzenie swojego cierpienia. Dopiero wtedy, gdy na skutek pozytywnego oddziaływania medytacji ból powoli ustępuje, mogą zacząć odczuwać potrzebę poznania swojego prawdziwego „ja”, w tym także poprzez doświadczenie momentu przebudzenia.
Zalecenia szczegółowe
W metodzie hua-t’ou koncentrujemy się, badamy i przyglądamy się naszemu pytaniu z intencją wzbudzania i rozwijania wątpliwości. Ważne jest jednak, „aby nie zwracać się ku rzeczom zewnętrznym i nie wzbudzać wątpliwości innego rodzaju”. Wątpliwość może rozbić wątpliwości, ale tylko wtedy, gdy cała nasza energia jest całkowicie skupiona na tej jednej wątpliwości.
Podczas medytacji należy zachowywać zrelaksowaną, choć zarazem kwestionującą postawę. Zdecydowanie należy unikać napięć mięśniowych. Zdarza się, że niektórzy ludzie w czasie praktyki zaciskają nawet mięśnie twarzy i zgrzytają zębami. Jeśli uświadomimy sobie napięcie mięśni, zwłaszcza mięśni twarzy, i zgrzytanie zębami, zróbmy przerwę w praktyce. Należy wtedy zwrócić uwagę na rozluźnienie napiętych mięśni i dopiero po ich rozluźnieniu powrócić do praktyki.
Podchodź do hua-t’ou jak do przyjaciela lub jak do kogoś, kogo chcesz poznać, a kogo jak dotąd nie rozumiesz. Nie należy postrzegać hua-t’ou jako swego rodzaju wroga, którego atakujemy; przy takim nastawieniu szybko się zmęczymy i przysporzymy sobie różnorakich problemów. Nie ma potrzeby forsowania tego procesu, ponieważ przy stałym i nieprzerwanym zadawaniu pytania w końcu pojawią się wątpliwości, które wygenerują własną energię i moc. Tylko stale delikatnie pytaj. Staraj się utrzymywać poczucie wątpliwości lub niewiedzy, jednocześnie nie pozwalając, aby w przestrzeni pomiędzy kolejnymi powtórzeniami pytania hua-t’ou powstawały błądzące myśli.
Co najważniejsze, musimy odłożyć na bok każdą myśl o przebudzeniu lub przełomie. Wszystko, co musimy zrobić, to wracać do hua-t’ou. Trzeba sobie uświadomić, że każda myśl o przebudzeniu opiera się na myśli o sobie. Jeśli trzymamy się myśli, która każe nam czekać na przebudzenie, to przebudzenie nigdy nie nadejdzie. Musimy pozwolić odejść wszystkim myślom, wszelkim logicznym rozróżnieniom, bez względu na to, jak subtelne lub uduchowione mogłyby się wydawać: wszelkie myśli o dobru i złu, miłości i nienawiści, lubieniu życia i strachu przed śmiercią, wszelkie myśli o „ja”, o zrozumieniu, o poglądach i wiedzy, o wszelkiej przyjemności płynącej ze stanu bezruchu lub poczucia czystości. To wszystko musi zostać odłożone, aż pozostaną tylko wątpliwości.
Zapytywanie należy kontynuować w sposób płynny i nieprzerwany. Nie musimy przyspieszać procesu zadawania pytań, by zmniejszyć przestrzeń między naszymi zapytaniami. Ta metoda zbyt łatwo prowadzi do traktowania hua-t’ou jak mantry. Czas trwania odstępów pomiędzy kolejnymi powtórzeniami hua-t’ou nie jest ważny, jeśli tylko nie pojawiają się między nimi myśli. Gdy pozostaniemy skoncentrowani na badaniu hua-t’ou, myśli zaczną ustępować i stracą moc wciągania nas w swoją treść. Podstawą wszystkich naszych myśli jest poczucie „ja” – myślenie o przeszłości lub przyszłości, o jakiejś oczekiwanej radości lub wyzwaniu. Skupienie się na jednym punkcie pomoże uspokoić umysł. Powinniśmy skupić się na zaimku „kim?” lub „co?” i pozwolić, aby wszystkie inne myśli odeszły. Nie należy podążać za myślami ani wchodzić w procesy myślowe. Jeśli jednak poddasz się biegowi myśli, to kiedy zdasz sobie z tego sprawę, po prostu delikatnie je odsuń i wróć do hua-t’ou z pełnym wątpliwości umysłem i rozluźnionym ciałem.
Badanie hua-t’ou pod kątem intelektualnego znaczenia jest czasami określane jako „martwe słowo”, ponieważ opiera się ono na pojęciowym rozumieniu. Natomiast „żywe słowo” jest bronią, która może usunąć dążenie do konceptualizacji. Badanie samego hua-t’ou nie pozwala na intelektualne zrozumienie, jest więc trudniejsze. Konieczne jest zatem, by to „kto?” czy „co?” stało się żywym słowem, by drobna wątpliwość, pojawiająca się jedynie od czasu do czasu, przekształciła się w żywą Wielką Wątpliwość, która zburzy wszelkie nasze wątpliwości.
Praktyka hua-t’ou nie odbywa się tylko w trakcie medytacji siedzącej. Powinniśmy utrzymywać lub badać wątpliwości zawsze i wszędzie. Stuart Lachs przestrzega jednak, byśmy brali przy tym pod uwagę okoliczności zewnętrzne, które wymagają czujności; zwraca uwagę zwłaszcza na realia życia w wielkich miastach, takie jak ruch uliczny. Nie powinniśmy badać naszego hua-t’ou podczas jazdy samochodem lub innym pojazdem, podczas poruszania się po ruchliwej ulicy lub korzystania z różnego rodzaju urządzeń mechanicznych. Powinniśmy badać nasze hua-t’ou tam, gdzie pozwala nam na to nasze otoczenie, i wtedy, gdy pozwala na to nasza sytuacja. Sam Lachs wspomina:
odkryłem, że jest pewna moc w badaniu, kiedy prowadzi się je podczas jedzenia lub chodzenia do łazienki. Innym czasem na badanie hua-t’ou, który może być szczególnie owocny, jest leżenie w łóżku i sen. Nie było wtedy niczym niezwykłym budzić się rano z hua-t’ou samorzutnie rozwijającym się w moim umyśle. Czasami sprawiało to, że czułem się niespokojny, budząc się ze snu w stanie wątpienia.
Po osiągnięciu przebudzenia hua-t’ou straci całą swoją moc, przynajmniej na jakiś czas. Jest to częste doświadczenie. Nie można wtedy wzbudzić żadnego poczucia wątpliwości. Po pewnym czasie warto jednak wrócić do pracy z tym samym hua-t’ou; jest to typowe dla chińskiego czan i koreańskiego sŏn. Na późniejszym etapie mamy szansę na głębsze doświadczenie, praktykując z tym samym pytaniem.
Stany umysłu, które mogą się pojawiać podczas praktyki hwadu
Stuart Lachs opisuje kilka różnych stanów psychicznych, które mogą się pojawić w toku tej praktyki, zaznaczając jednocześnie, że doświadczenia każdej praktykującej osoby będą odmienne.
Z reguły na samym początku medytacji hua-t’ou pojawiają się odpowiedzi. Dzieje się tak dlatego, że nasz intelekt jest pierwszym narzędziem, przy pomocy którego próbujemy radzić sobie z problemem. Odpowiedzi te nie są jednak końcowym rezultatem: wszystkie one powinny zostać porzucone, bez względu na to, jak mądre lub współczujące mogą się wydawać. Uznaj je za nasiona prawdy, które będą kiełkować w miarę kontynuowania praktyki.
Ta reakcja w końcu ustaje. Jest to stan pożądany, choć nie zawsze przyjemny. Kiedy odpowiedzi przestają się pojawiać, hua-t’ou może wydawać się płaskie i nudne, natomiast wątpliwość nadal nie jest żywa. Mówi się, że hua-t’ou staje się „pobawione smaku”, ponieważ nie ma nic, do czego mógłby przywiązać się rozróżniający umysł. Należy wtedy skupić się wyłącznie na zaimku „kto?” lub „co?”.
W miarę jak nasz umysł cichnie, myśli stają się coraz rzadsze i mają coraz mniejszą moc przyciągania naszej uwagi. Tracimy również poczucie realności świata i naszego miejsca w nim. Zaczynamy odczuwać, że tworzymy ten świat w naszych umysłach. Mogę myśleć, że w przyszłym tygodniu spotkam się z moim przyjacielem, a dziś wieczorem załatwię jakąś sprawę, rano pójdę do pracy, a po powrocie porozmawiam z żoną… To jest całkiem normalne i do pewnego stopnia satysfakcjonujące, ponieważ pozwala nam w pewien sposób dowiedzieć się, kim i czym jesteśmy. Jednak wciąż nie nie mamy pewności co do naszej podstawowej natury i często mamy męczące poczucie wątpliwości co do tego, kim naprawdę jesteśmy. To jest właśnie ten rodzaj wątpienia we własną tożsamość, który powinien być kultywowany w metodzie hua-t’ou. Wielu ludzi opanowało sztukę skutecznego maskowania tych dręczących wątpliwości na różne sposoby, nawet przy pomocy medytacji, ale należy tego zdecydowanie unikać.
U różnych osób na różnych etapach praktyki pojawia się doświadczenie wyciszenia się myśli. Odczucie to jest prawdopodobnie udziałem większości ludzi uprawiających ten rodzaj medytacji. Może być ono przerażające, ponieważ niekiedy praktykujący czują się wtedy zagubieni, a nawet tracą poczucie bycia sobą. Zdarza się, że myśli ustają, zanim wątpliwość nabierze realnej mocy. Praktykujący mogą na to zareagować rozgoryczeniem, a nawet wstrząsem psychicznym. W tym przypadku może być konieczna zmiana rodzaju praktyki medytacyjnej.
W wielu przypadkach hua-t’ou staje się żywe i rozwija się samo, a jednocześnie wątpliwość narasta dość szybko, jednak nie mamy już symboli mentalnych, by ją wyrazić i „uwięzić” w myślach i słowach. Minęły wszystkie nasze wyobrażenia o tym, kim i czym jesteśmy, plany na jutro lub myśli o tym, co robiliśmy w zeszłym tygodniu, czyli nasze zwykłe procesy myślowe, które składają się na poczucie tego, kim jesteśmy. Umysł racjonalnego rozumowania i rozróżniania już nie funkcjonuje. Jednocześnie wątpliwość żyje i rozwija się sama, nierzadko z dużą siłą. To może być rzeczywiście przerażające – może pojawić się uczucie, że wpadasz do czarnej dziury, roztapiasz się w pustce i przestajesz istnieć. Ludzie często w tym momencie zatrzymują ten proces, ponieważ zaczynają się bać. Robią to na wiele sposobów: po prostu wywołując jakąkolwiek myśl, nierzadko wzniosłą albo współczującą, przypominając sobie o kimś albo o czymś, wybuchając śmiechem albo płaczem; czasem nasuwa się pomysł, żeby zrobić krótką przerwę w praktyce. Jednak osoba, która w tym momencie przerwie praktykę, nie będzie w stanie szybko powrócić do stanu skupienia, w którym się znajdowała. Moc i energia zdobyta dzięki ciągłej i żywej praktyce zostaną na jakiś czas utracone.
Jednak jeśli przejdziesz przez ten proces kilkakrotnie, czy może nawet wielokrotnie, możesz uzyskać większą determinację, aby następnym razem nie przerywać praktyki w momencie pojawienia się strachu; możesz też odczuć frustrację lub złość na siebie za to, że przestałeś zdawać sobie sprawę, kim naprawdę jesteś. Utrzymanie praktyki i zwiększenie naszej determinacji, pomimo pojawiającego się strachu, jest jednym z powodów, dla których kultywowanie Wielkiej Wiary jest tak ważne.
Z drugiej strony należy podkreślić, że czasami zbyt łatwo możemy zacząć odczuwać satysfakcję. Kiedy zaczynamy być zadowoleni z siebie, tracimy zapał, by naprawdę zobaczyć, kim jesteśmy. Tracimy determinację niezbędną do konfrontacji ze strachem przed popadnięciem w pustkę.
Niekiedy też, gdy umysł cichnie i myśli tracą moc przyciągania, można wejść w bardzo przyjemne stany: wyciszenia i poczucia czystości lub bezruchu i spokoju, którym towarzyszy poczucie kontroli. Wprawdzie często słyszymy, że w medytacji buddyjskiej pożądane są odczucia spokoju i przyjemności, jednak w kontekście tej praktyki nie powinniśmy pozwalać, by owładnęły nami, gdyż wtedy hua-t’ou jest tracone. Chociaż ich pojawienie się świadczy o tym, że umysł osiadł i jest stabilny, nie wolno nam zapominać, że podstawą metody hua-t’ou jest wzbudzanie wątpliwości.
Ponieważ wielu praktykujących to prowadzący aktywne życie ludzie świeccy, może pojawić się pragnienie ucieczki od codzienności w milczenie, ciszę i spokój, wycofania się ze świata. Ale spokój, który jest przeciwieństwem ruchu, jest jedynie iluzją spokoju, nie jest to prawdziwie spokojny umysł. Praktyka poszukiwania ciszy jest w swej istocie formą przywiązania do chwili obecnej i stanu umysłu. Nazywa się to czasem wejściem do jaskini duchów. Dahui Zonggao w liście do ucznia ostrzegał, że spokój umysłu można wziąć za ostateczną Prawdę samą w sobie. Uważał, że odczuwane przez wielu ludzi zajętych i znajdujących się pod presją funkcjonowania w świecie pragnienie odosobnienia w ciszy i bezruchu może być przeszkodą w praktyce. Zwracał uwagę na to, że kiedy uzyskują stan, w którym nie mają problemów z koncentracją, chwytają się go myśląc, że jest to najwyższy ostateczny spokój i radość.
Ważne też, aby czuć się komfortowo z tym, że robiąc praktykę hua-t’ou z chwili na chwilę nie wiemy, co będzie dalej. Jeśli medytacja nie przebiega zgodnie z naszymi oczekiwaniami, albo czujemy się zmęczeni, niespokojni czy wzburzeni, nie powinniśmy myśleć, że to strata czasu, że rozwiązaniem może być zatrzymanie się i podjęcie kolejnej próby później lub następnego dnia. Ten stan może się zmienić w mgnieniu oka. Nie da się przewidzieć, jaka będzie następna chwila. Możemy zacząć czuć się zmęczeni, zamgleni, niespokojni, wzburzeni lub chorzy, a chwilę później umysł będzie skupiony i jasny; może też być odwrotnie. Akceptując to, że nie wiemy, co przyniesie nam kolejna chwila, poczujemy mniejszą presję, by oceniać naszą medytację, i przyzwyczajamy się do niepewności, która jest aspektem życia. Wtedy możemy pozostać z naszym hua-t’ou. Chociaż patrzymy na „kto?” lub „co?” z umysłem zadającym pytanie, powinniśmy również chcieć poznać Prawdę – być zdeterminowani, aby rozwiać wywołane przez hua-t’ou wątpliwości. Nie może to jednak zostać rozwiązane przez racjonalny umysł.
Niemniej jednak musimy wierzyć, że hua-t’ou jest pytaniem, na które można znaleźć odpowiedź, i że ważne jest, by to osiągnąć. Powinniśmy myśleć, że to właśnie hua-t’ou odpowie nam na to pytanie, a nie, że to my na nie odpowiemy. W praktyce hua-t’ou naprawdę nie ma żadnej tajemnej sztuczki. Ciągle zagłębiamy się głębiej i głębiej, wytrwale pytając i pytając, aż dotrzemy do punktu, opisywanego przez Dahui Zonggao jako miejsce, „w którym nie ma miejsca, aby umieścić stopę czy dłoń”. Mówił on, że ludzie „nie będą wierzyć, że jeśli nie ma miejsca na umieszczenie dłoni lub stopy, to jest to naprawdę dobra sytuacja”. Musimy badać nadal, aż wątpliwość przerodzi się w Wielką Wątpliwość i dopóki nie pochłonie ona nas całych. Wszystko poza wątpliwościami musi zostać porzucone. Dahui Zonggao mawiał: „od razu unicestwiaj każdą wspaniałą rzecz”. Jeśli można utrzymać tę Wielką Wątpliwość, to wszechogarniające wątpienie, może się ono w jednej chwili rozpaść, otwierając świat doświadczenia zen.
Innym stanem umysłu, który może się pojawić, jest złość. Stuart Lachs przywołuje w tym kontekście własne doświadczenie:
odbywałem samotnie siedmiodniowe odosobnienie w moim mieszkaniu. Podczas popołudniowego siedzenia piątego lub szóstego dnia wszystko wydawało się dość stabilne. Gdzieś po godzinie pojawił się niepohamowany gniew. Byłem wściekły, naprawdę wściekły z powodu braku wiedzy, z powodu wątpliwości co do hua-t’ou. Gniew stopniowo stawał się coraz silniejszy, coraz bardziej żywiołowy i dynamiczny. Wszystko oprócz wątpliwości całkowicie zniknęło – były tylko szalejące wątpliwości. Nie wiem, jak długo to trwało, ale później po prostu eksplodowało.
Jakie było to doznanie, kiedy hua-t’ou się otworzyło? Było to doświadczenie pustki, pustki tego, za co lub za kogo się uważałem oraz pustki innych i rzeczy. W pewnym momencie wydawało mi się bardzo zabawne, że brałem samego siebie za wszystko, czym myślałem, że jestem. To samo odnosiło się do innych. Wydawało mi się ogromnie śmieszne lub komicznie głupie, że to robiłem. To było dokładnie tak, jak mówi Sutra Serca: «to, co jest formą, jest pustką, a to, co pustką – formą». To była uderzająca świadomość, że Sutra Serca naprawdę opisywała rzeczy takimi, jakimi są. Było też jasne, że nie ma nic do osiągnięcia, więc czym była ta wielka walka? To też wydawało się zabawne.
Możemy też pragnąć powtórzenia doświadczenia, podejmować próby odtworzenia go, ale to jest dążenie do ponownego przeżycia przeszłości. Niektóre z tych doświadczeń naturalnie pozostają, aczkolwiek w dłuższym okresie czasu nie są już tym, czym były pierwotnie. Nie da się odtworzyć tego, co było najważniejsze: poczucia powiązania ze światem, poczucia intymności lub bycia w świecie. Jednak w pewnym sensie staje się to pamięcią.
Pojawianie się bezpośrednich doświadczeń jest bardzo ważne. Dają nam poczucie, czym jest doświadczenie zen, wzmacniają naszą wiarę w nauczanie (dharmę) i wiarę w praktykę. Po osobistym przeżyciu zen nie jest już ślepą wiarą ani nie jest oparty na czymś, co wydaje się właściwe lub rozsądne. Nie jest to również filozofia czy nauki lub chwytliwe historie. Poznajemy prawdę, a dharma przejawia się w nas. Praktyka i przebudzenie stają się integralną częścią naszego życia.
Podsumowanie: wskazówki i zalecenia dotyczące praktyki hwadu
I. Hwadu (hua-t’ou) to jedna z wielu dostępnych metod, która dla niektórych osób jest odpowiednia, a dla innych nie. Nie jest to praktyka dla każdego ani nie jest to praktyka najlepsza ze wszystkich. Może natomiast w pewnych przypadkach okazać się szczególnie skuteczna. Ta forma medytacji jest odpowiednia dla osób, które mocno wierzą w swoją wrodzoną naturę buddy, są zdeterminowane, by ją sobie uświadomić jeszcze w tym życiu oraz wierzą w swoją zdolność do osiągnięcia tego celu. Muszą być przy tym przekonane, że hwadu jest odpowiednią metodą, i być zdeterminowane, by rzeczywiście pracować ze swoim pytaniem.
II. Jednym z ważnych powodów, by w naszych czasach praktykować hwadu, jest to, że metoda ta pozwala ludziom świeckim praktykować przez znaczną część dnia, a nie tylko wtedy, gdy siedzą na poduszce medytacyjnej. Umożliwia ona łączenie praktyki ze sprawami życia. Ta forma medytacji wymaga pracy z hwadu przez cały czas, tak aby wątpliwość stała się częścią życia, płodną wątpliwością, która czasami pracuje także poniżej poziomu świadomości.
III. Podejdź do hwadu jak do przyjaciela lub jak do kogoś, kogo chcesz poznać, a kogo jeszcze nie rozumiesz. Nie należy postrzegać hwadu jako swego rodzaju wroga; przy takim nastawieniu szybko się zmęczymy i przysporzymy sobie różnorakich problemów. Nie ma potrzeby forsowania tego procesu, ponieważ przy stałym i nieprzerwanym zadawaniu pytania w końcu pojawią się wątpliwości, które wygenerują własną energię i moc.
IV. Celem medytacji hwadu jest uświadomienie sobie naszej prawdziwej natury. Jednak podczas praktyki musimy o tym zapomnieć i po prostu z całym poświęceniem badać nasze pytanie. Jeśli pozwolimy, aby pojawiły się myśli o przebudzeniu, lub zastanawiamy się, jak blisko lub daleko jesteśmy od przebudzenia, z dużą pewnością można przyjąć, że ono nie nastąpi.
V. Podstawą każdego sposobu pracy z hwadu jest wzbudzanie wątpliwości, a następnie rozwijanie małej wątpliwości w Wielką Wątpliwość, która staje się kluczem do przebudzenia. „Wszystkie niezliczone wątpliwości to tylko jedna wątpliwość. Jeśli potrafisz rozwiać wątpliwości, które pojawiają się podczas medytacji hua-t’ou, wtedy wszystkie niezliczone wątpliwości zostaną również rozwiane”.
VI. Sama praktyka jest bardzo prosta. Stuart Lachs opisuje ją następująco: „Weź hua-t’ou i poświęć mu jak najwięcej uwagi w ciągu dnia, rezygnując jednocześnie z wszelkich idei, które masz na temat wiedzy i prawdy oraz konceptualnego rozumienia. W pewnym sensie musisz zrezygnować ze swojej inteligencji i zaakceptować stan ignorancji, niewiedzy. Musisz zapomnieć lub odłożyć na bok wszystkie idee prawdy, całą wiedzę zewnętrzną i szukać w sobie istoty własnego umysłu. Konieczne jest również trzymanie się z dala od wszelkich idei rozwoju […]. Nie pozostaje ci nic innego, jak skupić się na hua-t’ou i badać to słowo. To jest droga do «prawdy ostatecznej-bez prawdy»”.
VII. Kluczowym doświadczeniem jest urzeczywistnienie prawdy słów „forma jest pustką, a pustka – formą”. Faktyczne uświadomienie sobie pustki własnej i innych może być przerażające, ale jest niezbędnym elementem, by poznać swoją prawdziwą naturę. Konfrontacja ze strachem przed popadnięciem w pustkę jest kulminacyjnym momentem praktyki hwadu. Jak ujął to Dahui Zonggao: „Gdy tylko umysł nie ma już miejsca, nie bój się wpaść w pustkę. Z pewnością będzie to dobre miejsce”.
VIII. Jeśli zdecydujemy się na tę formę medytacji, róbmy ją mądrze, zachowując rozsądek i odpowiedzialność. Nie należy badać hwadu podczas jazdy samochodem lub innym pojazdem, poruszania się po ruchliwej ulicy lub korzystania z urządzeń mechanicznych. Powinniśmy praktykować tę metodę tam, gdzie pozwala nam na to otoczenie, i wtedy, gdy pozwala na to sytuacja.
IX. Podstawową kwestią jest to, by praktyka i przebudzenie stały się integralną częścią naszego życia. Po zrozumieniu swojej prawdziwej natury powinniśmy z całym współczuciem dążyć do tego, by wszystkie czujące istoty uwolniły się od cierpienia i osiągnęły szczęście.
Na podstawie artykułu Stuarta Lachsa Hua-t’ou: A Method of Zen Meditation opracowali Beata Łazarz i Leszek Wojas